Rozjemca to kolejna z powieści Brandona Sandersona osadzona w universum Cosmere, tym razem na planecie Nalthis. W porównaniu z innymi książkami z tego universum, tym razem wyszło naprawdę słabo. Co ciekawe, fani zdają się zadowoleni – jednak choćbym nie wiem jak się starał, nie potrafię znaleźć argumentów broniących tego tomu.
Rozjemca czyli Siewca Wojny – czyli kolory w Cosmere
Zacznijmy od tego, że część powieści i opowiadań napisanych przez Sandersona łączy się w dużo szerszym świecie, nazywanym Cosmere. Są wśród nich krainy ponure i wyniszczone, są i te barwniejsze. Jest różnorodnie. W tym właśnie universum toczy się akcja książki „Rozjemca”, w innym tłumaczeniu zatytułowana jako „Siewca wojny”. Oba przekłady zostały opublikowane przez wydawnictwo Mag.
Jak te dwa skrajnie różnie tłumaczenia wypadają w porównaniu z anglojęzycznym oryginałem? Otóż oryginał, opublikowany w 2009 przez Tor Books, nazywał się Warbreaker.
No ale co z tym porównaniem do innych książek autora? No więc „Z mgły zrodzony” to bardzo angażująca powieść dark fantasy, od której zdecydowanie warto rozpocząć przygodę ze światami Brandona Sandersona. „Elantris” jest całkiem barwną historią high fantasy. Może nie tak angażującą jak wspomniane mgły, ale ma swoje dobre strony. Natomiast „Rozjemca” na ich tle wypada po prostu marnie. Zresztą na tle masy innych powieści fantasy również.
Wróćmy jednak do Nalthis i wydarzeń opisanych w Rozjemcy.
Coś w książce Rozjemca nie wyszło
W dwóch wymienionych już tytułach czasem autor miał problem z wyborem, czy iść w stronę powieści młodzieżowej, czy czegoś dla dorosłego czytelnika, ale ostatecznie tworzył opowieść dla obu tych grup.
W „Siewcy wojny” dylematu nie ma, zdecydowanie przeważył kierunek nastawiony na młodszych odbiorców. Ale to nie broni niskiej jakości, bo książki młodzieżowe też powinny trzymać jakiś poziom. Tu natomiast mamy dłużyzny, brak akcji i szablonowe rozwiązania, powielające już wykorzystane schematy (przy czym w innych swoich powieściach Sanderson te schematy ograł całkiem sensownie, tutaj nie).
Do tego dochodzą plot twisty. Są, owszem. Problem w tym, że część z nich pojawia się w sposób kompletnie nieuzasadniony. Jak diabeł z pudełka, nie pasując do treści, nie układając się logicznie zresztą zdarzeń i opisów. Po prostu wskakują, żeby była okazja do przekierowania fabuły na nowe tory.
Główne postacie (księżniczki Siri i Vivenna, pomniejsze bóstwo Dar Pieśni, król-bóg Susebron i tajemniczy Vasher) też są takie sobie, raczej letnie. Może z wyjątkiem jednej osoby. Ale o tym za chwilę.
Całość? Miejscami okazuje się wręcz infantylna.
W wydaniu, które czytałem było ponad 600 stron. Dotrwałem do około 400. Nie było sensu męczyć się dalej. Są lepsze książki fantasy, naprawdę.
BioChroma – magia barw i oddechów
Głównym atutem powieści Sandersona zazwyczaj okazuje się system magii. W przypadku Rozjemcy bazuje ona na zjawisku BioChromy i została oparta na oddechach, które ją przenoszą.
Sama BioChroma to energia magiczna, której obecność wpływa na postrzeganie kolorów w jej otoczeniu. Gdy ktoś ma w sobie duży jej ładunek, barwy naokoło stają się bardziej intensywne. Zresztą sami „nosiciele” dużej jej ilości, zyskują znacznie lepszą percepcję, dostrzegając więcej odcieni, czy wyczuwając obecność życia.
Gdy użytkownicy tej mocy chcą jej użyć, wypuszczają ją z siebie jako „oddechy”, które mogą ożywiać, czy może animować, przedmioty. Ta sama moc może zresztą służyć do tworzenia z martwych ciał Nieżywych sług, czy do leczenia ludzi. A w przypadku trzymania jej w sobie po prostu wzmacnia i czyni bardziej żywotnym. No można by jeszcze o tym więcej pisać, ale może innym razem (choć przy okazji odeślę do wpisu o magii aonów z Elantris).
Ale co ciekawe – w Rozjemcy użytkownicy BioChromy liczą oddechy na sztuki. No wiecie, zużywają konkretną ich liczbę i wiedzą jaką. Mają jakiś taki intuicyjny licznik, pasek energii. Jak w grze komputerowej albo jak na karcie postaci w klasycznym RPG. No nie, coś tu nie tak, coś się burzy w realizmie świata.
Fabuła Rozjemcy i postacie uwikłane w intrygi
Sama fabuła osadza się na schemacie raczej znanym czytelnikom powieści Brandona Sandersona. Młoda dziewczyna usiłuje się odnaleźć we wrogim jej środowisku. Podobnie jak w Elantris są też królestwa z napiętymi stosunkami – pokojowe Idris i zagrażające mu Hallandren. Różnice również są – to oczywiście inna historia. Ale jednak oryginalności zabrakło.
Samo Hallandren to potężne imperium, bogate, z mieszkańcami korzystającymi ze swego dostatku. Idris to z kolei górskie małe królestwo, które w przeszłości założyli uciekinierzy z dynastii, która wieki temu władała Halandren, ale w wyniku wielowojnia musiała uciekać.
Mieszkańcy obu terytoriów mają skrajnie odmienny sposób życia, obyczajowość, czy postrzeganie siebie nawzajem. To ostatnie zresztą jest źródłem wielu stereotypów, co w którymś momencie Sanderson poprzez jedną z bohaterek, Siri, całkiem trafnie punktuje. Problem w tym, że choć dobrze, ze to robi, to wyszło to niestety moralizatorsko.
Póki co jednak Idris grozi wojna ze strony Hallandren. Wojna, którą powstrzymuje traktat, w wyniku którego władca górskiego państewka musi oddać w ręce mieszkającego w stolicy Hallandren króla-boga jedną ze swoich córek. I tak zaczyna się cała akcja.
Ostatecznie do stolicy wielkiego imperium docierają dwie księżniczki Idris, Siri i Vivenna. Jedna zostaje poślubiona władcy, druga zjawia się tam po kryjomu, chcąc pomóc siostrze. Obie zachowują się tak sobie. Podobnie jak wiele innych postaci, jak chociażby dwóch najemników, których najmuje Vivenna, kapłani i urzędnicy pałacowi, tajemniczy Vasher chodzący z mrocznym, artefaktycznym mieczem (który tak naprawdę wypada mało wiarygodnie, Sanderson potrafiłby to lepiej opisać). Sensowniej wypada wspomniany już Dar pieśni, jeden z bogów z panteonu Hallandren. Tą jedną postać można uznać za nieszablonową, głębszą, mającą bardzo ciekawy charakter. Ale też niewiele wnoszącą.
A jednak chwalą Rozjemcę
Dla uczciwości trzeba przyznać, że „Rozjemca” Sandersona jest mocno chwalony. Na LubimyCzytac oceny są zaskakująco wysokie, choć nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego. Trochę jakbym czytał zupełnie inną książkę.
Warto tez dodać, że książkę chwalono także na zachodzie. A wśród dobrze oceniających znaleźli się także dość znani autorzy, jak Orson Scott card, czy Michael Moorcock.
Kontynuacja WarBreakera
Rozjemca, czy jak kto woli Siewca Wojny, powstał jako zamknięta całość. Brandon Sanderson nie wyklucza jednak stworzenia innej powieści, której akcja toczyłaby się na Nalthis – o czym wspomniał na swoim blogu jeszcze w 2009 roku. Zaznaczył przy tym, że kolejny „Warbreaker” nie byłby to sequel w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Dodatkowych szczegółów wtedy nie ujawnił, ale zasugerował, że taka opowieść mogłaby mieć tytuł Nightblood. To o tyle istotna wskazówka, ze łatwo ją powiązać z nazwą, czy raczej imieniem artefaktycznego miecza jednego z bohaterów Rozjemcy, Vashera.