Netflix od jakiegoś czasu zapowiada na ten rok nowy serial. „Sandman”, bo o nim mowa, to adaptacja znanego komiksu. Znanego, bo stoi za nim nazwisko Neila Gaimana. Wysoka oglądalność jest niemal pewna. Czy jednak nie spowoduje to nadmiernego wywindowania oczekiwań widzów?
Serial Sandman – wielkie nadzieje, wielkie obawy
Rozważania na temat adaptacji serii o Panie Snów ciągną się od dawna. Pamiętam, ze pierwszy raz o nich usłyszałem ponad dekadę temu, w jednej z audycji dawnego radia BIS. Trzeba przy tym zaznaczyć, iż nie było tam mowy o konkretnych pomysłach – były to raczej rozważania na temat tego, jakie komiksy warto by zekranizować. Wśród co ciekawszych propozycji padły między innymi takie tytuły, jak Thorgall i właśnie Sandman.
Pamiętam, że już wtedy pojawiła się pewna wątpliwość. Bo i owszem, seria Sandman aż się prosiła o ekranizację, ale… Ale jej mistycyzm, tajemniczość, mieszanka mitów, baśni i współczesności, były sprawą bardzo ulotną. Zwłaszcza w połączeniu z kreską – ilustratorzy komiksu bardzo zadbali o oniryczny charakter kolejnych albumów. Rzecz, która w ekranizacji byłaby niezbędna, żeby film lub serial faktycznie zachowały klimat pierwowzoru.
W każdym razie w którymś momencie słuchania audycji o ewentualnych hipotetycznych ekranizacjach komiksów pojawiła się pewna myśl. Przeniesienie oryginału Sandmana na ekran tak. Ale pod warunkiem, ze za scenariusz weźmie się ktoś z podejściem do filmów takim, jak mają chociażby David Lynch lub Lars von Trier. Czyli ludzie, którzy potrafią zadbać o tajemniczość i nie ulec pokusie rozjaśniania.
Neil Gaiman będzie współtworzyć serial „Sandman”
Co ciekawe – okazało się, że Netflix nie ograniczył się tylko do rozmów o adaptacji. Serial będzie współtworzyć sam twórca postaci Sandmana, Neil Gaiman. I w sumie trudno powiedzieć, czy to dobrze, czy źle.
Dobrze – ponieważ dzięki temu rośnie szansa na utrzymanie mrocznego i tajemniczego klimatu oryginału znanego z komiksów. Źle, bo spada szansa na uzyskanie jakiejś zupełnie nowej historii. Spada, a właściwie niemal znika.
Adaptacja Sandmana będzie bliska komiksowi
Sam Neil Gaiman w kilku wypowiedziach udzielonych różnym mediom wspomina, że od dawna przychodziły do niego propozycje ekranizacji Sandmana. Jak wspomina, wielu showrunnerów, o których sam mówi, że cechował ich talent, twierdziło, ze nie sposób nastroju tej serii przenieść na ekran w sposób dosłowny – i zamiast tego proponowali inne rozwiązania. Włącznie z takim, w którym sam Pan Snów, Sandman, pojawia się dopiero w czwartym odcinku.
Zgodnie ze słowami Gaimana, serial, który tworzy Netflix, to zupełnie inne podejście, niż w przypadku dotychczasowych propozycji sfilmowania komiksu. Inne, ponieważ… mocno opiera się na pierwowzorze.
To, co Neilowi Gaimanowi najbardziej podoba się w realizacji Netflixa, to wprowadzenie Sandmana na ekran właśnie takim, jakim znamy go z komiksów – nie zaś tworzenie jego wariacji.
No i w tym miejscu można się zastanowić, czy naprawdę dla fanów serii to dobre rozwiązanie. Z jednej strony unikną rozczarowań. Z drugiej pojawia się pytanie, czy serial będzie mógł ich zaskoczyć czymś oprócz warstwy wizualnej (która podobno jest dopracowana). Oby tak.
Co wiadomo o serialu Sandman?
Wiadomo, że w serialu pojawią się postacie znane z komiksu – co zresztą można się domyśleć chociażby z wspomnianych już uwag na temat przeniesienia serii „papierowej” na ekran.
Wiadomo również, że w wersji, którą proponuje Netflix, pojawią się epizody, które można było śledzić na papierze. Co z kolei budzi wspomniane już wątpliwości. Bo z adaptacjami niestety zawsze jest tak, że nie wiadomo co lepsze – zrobić je bardzo dosłowne, by nikt nie zarzucił „niezgodności” z oryginałem, czy jednak trochę pozmieniać, by ktoś zaczynający od filmu/serialu, jednak mógł sięgnąć po oryginał (w przypadku Sandmana komiks) i ponownie się zaskoczyć.
Wiadomo jeszcze coś. Znana jest część obsady aktorskiej, jaką zebrał Netflix na potrzeby serialu.
Główną rolę, tę tytułową, zagra Tom Sturridge. Z kolei w postać Lucyfera (który ma swój osobny serial w Netflixie, w przypadku serii komiksowych wydawanych przez DC jest podobnie) zagra Gwendoline Christie, znana m.in. z „Gry o Tron”, czy „Star Wars: Przebudzenia Mocy” i „Star Wars: Ostatniego Jedi”. Ponadto pojawią się także Vivienne Acheampong (Lucienne), Charles Dance (Rodericka Burgessa), Sanjeev Bhaskar (Kain), Asim Chaudhry (Abel) i Boyd Holbrook (Koryntczyk).